V Nadnotecki Rajd Motocykli Zabytkowych

Rajd motocykli zabytkowych „Stare Skrzydło”.

13 czerwca 2015 r. Pogoda dopisała.

Zapytacie pewnie, co ze swoim Junakiem rocznik 2015 robiłam pośród zabytkowych jednośladów… Odpowiedź jest prosta: głównie zdjęcia 😉 Organizatorzy jednak przewidzieli też możliwość wzięcia udziału w rajdzie pojazdom nieco młodszym (wyprodukowanym po roku 1989) w kategorii OPEN. Wszak w imprezie tej chodzi nie tylko o rywalizację, ale też (a może przede wszystkim?) o dobrą zabawę i integrację wszystkich motocyklistów, którzy mieli ochotę wziąć w niej udział. Były więc maszyny leciwe i te zupełnie młode, jednoślady i trójkołowce; skutery, motorowery i motocykle; pojemności 50 i 1800 ccm. Były też motocyklistki i motocykliści o podobnej rozpiętości wieku, jak pojazdy 🙂 I to było piękne: rajd wielopokoleniowy pod każdym względem. A zobaczyć na własne oczy jedną z niewielu ocalałych SHL-ek z roku 1950 zachowaną w oryginale i jeżdżącą: to gratka nie lada!

Na starcie przy przystani kajakowej (chyba za dużo powiedziane, ale w każdym razie nad rzeką Notecią) nieopodal miejscowości Osiek n/Notecią stawiło się kilkudziesięciu uczestników rajdu na swych koniach mechanicznych. Tu każdy z nich został zaopatrzony w odblaskowa kamizelkę z numerem startowym oraz itiner, czyli arkusz nawigacyjny ze wskazówkami dotyczącymi przejazdu. No i się zaczęło. Ja (nie byłabym sobą) udałam się nieco na skróty, gdyż jak już pisałam wcześniej – moim zamierzeniem nie tyle było uczestnictwo w rajdzie i zdobywanie punktów, co pstrykanie fotek (dla własnej przyjemności). No dobra – musiałam też zboczyć nieco z trasy i jechać zatankować. Najbliżej mi było do Kcyni, znanej z bitwy Stefana Czarnieckiego ze Szwedami – stwierdziłam, że przy okazji „obadam”, czy warto tam się udać kiedyś na dłużej. Rzuciłam okiem na miasteczko, ale nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Jest co prawda malowniczo położone na wzgórzu, jednak nic poza wieżą ciśnień z XIX w., których akurat w tej części kraju jest zatrzęsienie, nie rzuciło mi się w oczy…

Udało mi się też nieco zabłądzić (chyba nie tylko mnie) i pojechać nie tam, gdzie trzeba. Na nic zdały się papierowe mapy drogowe woj. wielkopolskiego i kujawsko-pomorskiego, a żadnej bardziej szczegółowej nie udało mi się nigdzie zdobyć. Mam tu na myśli takie arkuszowe mapy topograficzne wydawane przez Wojskowe Zakłady Kartograficzne. Niby w necie są do kupienia, ale faktycznie ich nie ma… Drogowskazy na wioski i wioseczki albo nie istnieją, albo wskazują kierunek na sioła, których nie ma na mapie, a ich nazwy funkcjonują tylko pośród rodzimej ludności. Ot – taki urok jeżdżenia opłotkami 😉 Gwoli ścisłości – nawigacji jako takiej nie posiadam, a tabletu z GPSem nie chciało mi się włączać… Niech będzie chociaż jakaś namiastka przygody! Za to po drodze popatrzyłam sobie na wolno biegające kury (szczęśliwe!), powdychałam prawdziwych zapachów wsi i nacieszyłam oczy Mućkami (krowami) pasącymi się obok zwykłych domostw (a nie wielkich gospodarstw z chlewniami). Za takimi obrazkami tęskno mi czasem – stwierdzam, że wieś wielkopolska od małopolskiej różni się ogromnie. Wolę te drugie… Wioski i wioseczki rozrzucone daleko od głównych dróg, gdzieś pod lasem, między pagórkami… Gdzieniegdzie do dziś drewniane chałupy: 3 domy na krzyż, a przy nich kozy, krowy, gęsi, konie… I piejące koguty 🙂 Na dziurach poznałam też możliwości off-roadowe mojego Junaczka. Na bezdroża się nie nadaje – solidnie obiło mi cztery litery na wybojach. Ale mam złe info dla krytyków (albo raczej „krytykantów”) chińskiej myśli technicznej: nic mi się nie urwało, nic nie odpadło i śrubki nadal są dokręcone 😮 Na chińskich, zwykłych oponach pokonałam też piaszczysty odcinek prowadzący nad jezioro Sławianowskie, gdzie była meta rajdu (Kunowo). Ba! Jadąc po tym piachu dowiozłam w całości i bez uszczerbku nie tylko motocykl i siebie, ale i surowe jajo kurze na łyżce trzymanej w buzi. Bez gleby i bez podpórki! 🙂 A przecież moja Junaczyna to żadne enduro…

Na polanie czekała kuchnia z wyszynkiem (m.in. pyszne domowe ciasta), watra gotowa do podpalenia i nagrody dla najlepszych. Niektórzy rozbili namioty z planem pozostania w tych pięknych okolicznościach przyrody do dnia następnego. Inni musieli oczyścić świece tudzież wykonać inne czynności obsługowe swoich maszyn, by te bardziej kapryśne zdołały powrócić z rajdu na własnych kołach. Całą trasę i opis punktów kontrolnych możecie prześledzić na mapce przygotowanej przez kolegę Wojtka z pilskiej „Husarii„.

Dobra, koniec tej pisaniny, pora na obrazki 😉 Lojalnie uprzedzam – w połowie mogą się znudzić…

One Reply to “V Nadnotecki Rajd Motocykli Zabytkowych”

  1. Uulala, no piękne maszyny! I piękne fotki 🙂 Wcale nie za dużo obrazków – jak już, to proszę o więcej przy następnych okazjach 😀 Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *