Mój pierwszy… motocykl

Po opisanych wcześniej doświadczeniach z ogólnie pojętą motoryzacją, przyszło przypadkowe zawarcie bliższej znajomości z kilkorgiem motocyklistów z krwi i kości. Jak się okazało – na tyle brzemienne w skutkach, że zaowocowało nabyciem pierwszego motocykla. Z perspektywy czasu, jaki upłynął od tego wydarzenia i jego następstw stwierdzam, że ów motocykl nie był do końca tym, „co tygryski lubią najbardziej”… Możliwe, że decyzja została podjęta zbyt pochopnie i pod wpływem emocji – wybór modelu wydawał mi się wtedy sprawą drugorzędną. Kolega – motocyklista, który m.in. zajmował się importem z Anglii samochodów i motocykli, sprowadził egzemplarz specjalnie dla mnie. Na podstawie wcześniejszych rozmów – jakie toczyliśmy przy rakiji pod migdałowcem i przy akompaniamencie morskich fal – wysnuł przypuszczenie, że chcę mieć choppera. Zaiste – oczy mi się świeciły do tych wszystkich chromów, a uszy chłonęły charakterystyczne brzmienie widlastego silnika. W dodatku motocykle tego typu mają siodło umiejscowione na wysokości, która nie sprawiała mi kłopotów z sięganiem stopami do podłoża. Kiedy więc od kolegi dostałam telefon z informacją, że ma dla mnie takie cacko, a następnie zobaczyłam je na żywo – serce powiedziało: „tak!”.  Była to Yamaha Virago 250 ccm w kolorze bordowo – kremowym. W mig oczyma wyobraźni przeniosłam się nad Adriatyk, do słonecznej Chorwacji (gdzie miałam owym motocyklem śmigać) i ujrzałam jadranską magistralę z perspektywy virażkowego siodła latem. Namacalnie niemal czułam też zapach przestrzeni, w której unosiły się tak dobrze znane mi aromaty skąpanych w upale dorodnych krzewów lawendy, szałwii, rozmarynu, pinii, a przede wszystkim morza. Jadąc samochodem z włączoną klimatyzacją człowiek wiele traci ze zmysłu powonienia. Zatęskniłam do nagrzanego południowym słońcem powietrza i pomyślałam, jak cudownie będzie móc chłonąć je bez ograniczeń, pomykając mruczącą yamahą. A był dopiero październik i pół roku czekania na wiosnę…

Czy można więc się dziwić, że nie mogłam oprzeć się pokusie?

4 Replies to “Mój pierwszy… motocykl

  1. WItam i dziekuję za odwiedzenie mojego bloga. Muszę przyznać, że fajny nasz motocykl, sam jak miałbym prawko kat A i mógł prowadzić większe motocykle to zakupiłbym jakiegoś czoperka 🙂
    Pozdrawiam.

    1. Rafał, Virażka to BYŁ mój pierwszy motocykl… 😉 Może się niejasno wyraziłam we wpisie, a może nie wyłapałeś, że chopper (raczej cuiser) nie jest moim powołaniem… I ciągle jeszcze nie mam prawka kat. A :/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *