Wdzydzki Park Krajobrazowy – rekonesans

W długi weekend czerwcowy (przy okazji III Imprezy Integracyjnej SpeedLadies) wybrałam się na rekonesans Wdzydzkiego Parku Krajobrazowego. Za cel obrałam sobie miejscowość Wdzydze Kiszewskie, gdyż nazwa tej miejscowości zapadła mi w pamięć jeszcze w latach wczesnej młodości (nad tamtejszymi jeziorami organizowane były obozy harcerskie). Wyruszyłam więc ze Zblewa (gdzie stacjonowałyśmy) na Kościerzynę w towarzystwie jednej z nowo poznanych koleżanek (Agnieszko – pozdrawiam!), by po drodze skręcić do owych Wdzydz. Z mapy wynikało, że wystarczy z głównej drogi zjechać w lewo i przejechać tylko kilka kilometrów. Z powodu braku mapnika, mapa jechała w kuferku. Nawigacji też brak. Jechałyśmy więc z obrazem mapy w głowie (prosta droga przecież!) i nadzieją, że na pewno będzie drogowskaz, który nas do docelowej miejscowości doprowadzi. Tym sposobem dojechałyśmy aż do Kościerzyny, nie znajdując po drodze naszego skrętu. Było raczej niemożliwe, że go nie zauważyłyśmy. Za to było bardzo możliwe, że drogowskaz był na miejscowość, która była po drodze do Wdzydz, a której nasza pamięć nie zanotowała.

Pokręciłyśmy się zatem po Kościerzynie w poszukiwaniu prawego lusterka do mojego Junaka. Pominęłam tę historię wcześniej – ale po drodze, chcąc sprawdzić na mapie „czy daleko jeszcze”, zjechałam na nieutwardzone pobocze (w dodatku nieco nachylone) i beztrosko postawiłam moto na bocznej stopce. Ledwo zsiadłam i uniosłam ręce, by zdjąć kask – motocykl wywinął orła. Lusterko zakopało się w piach i przy naszych manewrach z podnoszeniem maszyny zwyczajnie się ułamało, zostawiając przy kierownicy jedynie kikutek. Na szczęście byłam z Agniechą, która pomogła mi w postawieniu motonga na dwa koła – inaczej musiałabym czekać, aż jakiś kierowca się zlituje.  Nie ćwiczyłam jeszcze podnoszenia przewróconego moto w pojedynkę (oglądałam tylko na filmie), ale w tym wypadku nie byłoby to sprawą łatwą, gdyż Junak leżał „z górki”. Ot – taka nauczka praktyczna 🙂 Pomyślałam: takie lusterko to w każdym sklepie motoryzacyjnym z „chińczykami” dostanę. Miałam co prawda cały czas lewe w stanie nienaruszonym, jednak przyzwyczaiłam się już do oglądania tego, co za plecami, w dwóch lusterkach. Niestety – zmuszona byłam poruszać się z jednym, gdyż akurat do tego modelu lusterka nie mieli w żadnym z 3 odwiedzonych sklepów, a innego nie chciałam.

W Kościerzynie dopytałyśmy o drogę do naszych Wdzydz i trafiłyśmy do nich jak po sznurku (był drogowskaz!). Droga, która doń prowadziła – przepiękna. Szosa wiła się przez pola i bory (w końcu to Bory Tucholskie) i wiodła poprzez liczne pagórki. Urozmaicenie terenu zachwycało. Tym razem miałam ze sobą tylko malutką cyfrówkę (co niestety widać na zdjęciach…), więc mam powód, by tam wrócić z moim aparatem i pokręcić się dookoła jezior chłonąc uroki przyrody, i zapisywać je na karcie pamięci. Największe wrażenie w skansenie (Kaszubskim Parku Etnograficznym) zrobiły na mnie wiatraki. Widziałam je z tak bliska pierwszy raz w życiu (i byłam również w środku). Ciekawostką jest drewniany kościółek przeniesiony ze wsi Swornegacie, w którym co niedzielę odprawiana jest msza. Choć sama nie praktykuję, to stwierdzam, że obrządek ma w nim na pewno niepowtarzalny urok. Dotąd znałam tylko zabudowę wsi i miasteczek w Małopolsce, na Podkarpaciu i Lubelszczyźnie. Jak bardzo różnią się wnętrza chałup tych z południa Polski, od tych na Kaszubach! Są zupełnie inne. Świadczą o różnorodności kulturowej i przynależności terytorialnej, z jakiej wywodzili się ich mieszkańcy. Warto zobaczyć to na własne oczy. Po zwiedzaniu skansenu udałyśmy się na obiad do pobliskiej knajpy, gdzie parkowałyśmy nasze motongi (dopiero przy wejściu do skansenu okazało się, że jest tam ogromny, przymuzealny parking). Smażony sandacz z surówkami zaspokoił nasz głód, choć był nieco przesolony.

Korzystając z okazji, że we Wdzydzach Kiszewskich jest wieża widokowa – postanowiłam się na nią wdrapać. Zbudowano ją w 2010 roku, więc całkiem niedawno. Sięga 36 metrów i oferuje (za darmo!) piękne widoki na okolicę z trzech platform umiejscowionych na 10, 20 i 30 metrach (na tej ostatniej jest luneta i mapki sytuacyjne).

Oto malutka galeria z wycieczki:

2 Replies to “Wdzydzki Park Krajobrazowy – rekonesans

  1. Ciekawa relacja, nie tylko początkujący zaliczają parkingowe wpadki. Mój Junak ostatnio fyrtnął na parkingu w Genui, fakt, że było pod kątem; fakt, że obładowany jak wielbłąd, ale to moja wina, że dobrze go nie postawiłem. Szerokości, ładnie wykadrowane zdjęcia, w skansenie byłem, polecam każdemu.

    1. Krzysztofie, dziękuję za odwiedziny mojego bloga: miło mi tu Ciebie gościć. Na parkingu raczej trudno doszukiwać się udziału sił nieczystych 😉 O Twoich wojażach czytałam i jestem pod wrażeniem opisywanych wypraw!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *